Moja kartka z kalendarza
23 marca 2017, czwartek
Tak naprawdę, trudno mi napisać, o której zaczyna się mój dzień. Młody nie przesypia całej nocy, wybudza się często, a wraz z nim ja. Czasami nasz dzień rozpoczyna się o 4 z minutami, czasami o 5, a czasami o 7 rano. Jest dość wymagającym dzieckiem. Nieraz muszę stawać na głowie, aby wymyślić coś, co go zainteresuje i zajmie na dłużej. Czasami tylko po to, abym mogła złapać oddech. Jestem z nim 24/h , 7 dni w tygodniu.
W trakcie czego trzeba ogarnąć całą chałupę, zrobić pranie,
ugotować obiad. I tu kolejna przeprawa-młody jest niejadkiem. Zdarza się że
niewielką ilość zupy siorbie pół godziny. Oczywiście zdąży wystygnąć więc muszę
ją podgrzać i batalia zaczyna się od nowa. Nieraz bywa naprawdę ciężko.Padam na
twarz ze zmęczenia.
No ale oczywiście czym jestem zmęczona skoro siedzę całymi
dniami w domu. Tak słyszałam nawet od koleżanek-fakt-bezdzietnych (" Też bym tak chciała"). Ale mimo
wszystko myślałam że "baba""babę"zrozumie... Cóż...
Napiszę jak wygląda nasz dzień zaczynając od ostatniej pobudki synka nad ranem. Od razu chcę zaznaczyć, że MACIERZYŃSTWO nie jest dla mnie żadnym męczeństwem. Nie uważam siebie za jakąś cierpiętnicę. Nie o to w tej całej akcji chodzi, że my Mamy "Siedzące" jesteśmy umęczone życiem. Jednak jest to ciężka praca, choć inni nazywają to "grzaniem kanapy" czy zwyczajnym lenistwem albo (co doprowadza mnie do szewskiej pasji) pasożytnictwem i nieróbstwem. Mimo tego, iż nie pracuję zawodowo, to mam co robić, nie "siedzę" i nie "pachnę". Gdyby spojrzeć na to wszystko moimi oczami, jestem kobietą wielozadaniową. Ciągnę jednocześnie kilka fuch na raz. Bez wynagrodzenia, bez świadczeń czy zwolnień lekarskich. Nawet gdy jestem chora, robię to, co trzeba. Samo nic się nie zrobi. Mam jeden profit lepszy niż jakakolwiek kasa, która wpływa co miesiąc na konto za wykonaną pracę. Tym profitem jest MOJE DZIECKO. Jego uśmiechnięta buzia, nasze przytulaski, zabawy, spacery. Wspólnie spędzony czas. Uwielbiam to i cieszę się, że te pierwsze lata jego życia jestem z nim JA. Nie niania, nie żłobek, tylko ja - Jego MAMA do zadań specjalnych :-)
Bywają dni, nawet ciężkie dni, kiedy brakuje sił na wszystko. Kiedy mały ma swoje humorki i wszystko jest na "NIE!". Młody marudzi, nic mu się nie chce, i na nic nie ma ochoty. Najbardziej męczące są dla mnie nieprzespane noce. Rano piję 1-2 kawy, żeby jakoś funkcjonować. Nie wiadomo, w co najpierw "ręce włożyć". Tu jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, a marudzące/ płaczące dziecię nie ułatwia mi sprawy. Myślę, że nie tylko ja tak mam. Bywam naprawdę zmęczona i niewyspana. Czasami jedyna rzecz, o której marzę to sen! Mimo wszystko jakoś daję radę ogarnąć kilka rzeczy na raz. Uważam, że ta kobieca cecha, czyni z nas cudowne mamy! A jeśli coś się nie uda, trudno. Świat się od tego nie zawali. Kolejna sprawa to wsparcie partnera. Nigdy nie usłyszałam od niego, że "leżę i pachnę". Mąż ma również świetny kontakt z naszym synkiem. Mały go uwielbia. A ja mam jego wsparcie. Gdy ma wolne, zajmie się młodym, przygotuje posiłek, powygłupia, ogarnie w domu. Ja mogę wtedy wyjść na spacer, zakupy, poczytać książkę, lub tak jak wczoraj, wyjść z koleżanką do kina czy po prostu zdrzemnąć się tę godzinkę czy dwie. Oczywiście, jak w każdym małżeństwie, tak i u nas bywają spięcia. Gdy Młody ma gorszy dzień, nic nie chce robić, tylko marudzi, to również udziela się nam, np. podczas jazdy samochodem. Dalsze wyjazdy są praktycznie nie możliwe (hm...ledwo przejedziemy kilometr) bo synek nie lubi siedzieć w foteliku (marudzi, płacze i się wierci). Tak sami było, gdy jeździł w nosidełku). Wychodzę z siebie by go zabawiać i uspokoić, bo to rozprasza męża, który prowadzi.
Staram się również pamiętać o tym, że oprócz tego, że jestem mamą, jestem przede wszystkim kobietą. Lubię być zadbana, mieć świeżo umyte włosy i lekki makijaż. Wiadomo, więcej czasu miałam na różne przyjemności wcześniej. Bywają dni, że zapominam zjeść posiłku, a co dopiero o make-upie! Staram się jednak "wysiudać" coś, co będzie tylko dla mnie.
23. 03. 2017 r. CZWARTEK
5:50- Słyszę, że mój synio się obudził. Po chwili już gramoli się na moje łóżko i kładzie za moimi placami. Noc nie należała do najlepszych, było kilka pobudek, kilka pieluch do wymiany, wymiana butelki z pustej butelki na pęłną. Teraz układa się za moimi plecami i nie rusza. Nie otwieram jeszcze oczu, nie ruszam się, nasłuchuję. Mały zaczyna równomiernie oddychać, a więc zasnął. Przy dobrych wiarach i ja złapię trochę snu...
6:35- Dziecię się zbudziło. Tata od rana w pracy, więc musimy zaplanować sobie dzień we dwójkę:) Teraz przechodzi do mnie z drugiej strony. Nasze twarze prawie się ze sobą stykają. Młody przytula się do nie, czuję na twarzy jego oddech, mówi coś żywo "po swojemu" i dotyka mojego nosa, potem prawego oka (jeszcze zamkniętego). W pewnej chwili nie wytrzymuję otwieram oczy i witam się z moim dzieckiem. Całuję i przytulam, on nie oponuje, śmieje się i za chwilę wyrywa. Chce abym podniosła rolety w oknach. To znak, że trzeba już wstać (według niego). Uwielbia patrzeć przez okno na to, co dzieje się na zewnątrz. Przy okazji zauważam, że świeci słońce. Świetnie, pójdziemy na spacer. Odsłaniam mu świat (dobrze,że łóżko stoi przy oknie, nie muszę z niego wychodzić) i drzemię sobie jeszcze chwilkę. Młody prowadzi jakieś głośne rozprawy ze samym sobą, a ja na chwilę odpływam. Nie śpię głęboko. Ze snu wyrywa mnie każdy dźwięk. Czuwam...
6: 42 - Kiedy myślę, że szczęście mi dopisało i prześpie się jeszcze trochę, nagle bach! Młody skacze po łóżku i- co oczywiste po mnie. W pewnej chwili jego pięta ląduje w oczodole!.Przeklinam w myślach i zdejmuje go z łóżka a sama szybko robię świeżą kaszę. Wracam do "siebie". Kolejna próba- JA CHCĘ SPAAAĆ!!!. Zamykam oczy. Słyszę jak Młodzian lokuje się na podłodze i zajmuje samochodzikami. Bawi się i bawi. Ok, damy radę. Wtem głośny klakson stawia mnie do pionu. A niech to! Zapomniałam wynieść z pokoju to duże grające autko! No i teraz mam budzik. Ależ się wystraszyłam! Mało brakowało, a zeszłabym na zawał. Muszę w końcu wyjąć te chol...rne baterie!!! Po takiej pobudce nie ma sensu spać, I tak już nie zasnę. Wstaję, ścielę łóżko, poprawiam łóżeczko Tośka. Przed wyjściem z pokoju, otwieram okno wpuszczam trochę świeżego powietrza.
Punkt 7:00- Czas na poranną toaletę. Najpierw WC (mały nie przekonał się do nocnika, dlatego przeskoczyliśmy ten etap i sadzamy małego na toaletę. Kupiliśmy mu nakładkę i podeścik z tym samym motywem (Auta :) ). Po wszystkim (raz się uda, a raz nie), zakładam nową pieluchę, pierwsza z całą swoją zawartością ląduje w "specjalnym" zapachowym worku :-D Lecimy do łazienki.
7:15- Znów podeścik, tym razem przy umywalce. Myjemy twarz, uszy i szyję przy moim "Mydło wszystko umyje..." i takie tam. Gdy synek myje zęby, ja myję włosy i robię expresowy make - up by nude :)
7: 30- Czas na śniadanko! Lecimy do kuchni. Mały zajmuje miejsce w krzesełku, ja robię przegląd lodówki. Hmmm...Muszę zrobić coś, co przynajmniej w jakiejś części Młody zje, a co nie wyląduje w koszu.Nie lubię marnotrastwa! Już wiem. Wyciągam potrzebne produkty i robię jajecznice. Wstawiam czajnik z wodą, a w rondelku gotuję kakao. Zalewam swoją kawę, dodaję mleko. O poranku tylko KAWA!!! Śniadanie gotowe. Młodzian jest niejadkiem, ale ten zestaw śniadaniowy (jajka + kakao) u-wiel-bia! Gawędzimy sobie, jak to matka z synem. Co będziemy dzisiaj robić, w co się bawić, co zjemy na obiad. Przy okazji rejesteuję, że Młody swoją jajecznicą dzieli się ze swoim odzieniem i podłogą.
8:00- Najedzone Dziecię idzie do pokoju się bawić autami (a jakże). W tym czasie sprzątam ze stołu, ogarniam krzesełko i blat i podłogę. Zmywam naczynia i czyszczę kuchenkę.
8:10- Myjemy zęby, czeszemy włosy.
8:15- Pora się ubrać. Ubieram więc moje Dziecię w naszykowane już wczoraj ubranka. Tak już to sobie zorganizowałam, że wieczorem szykuję zestaw ciuszków, które mały będzie nosił następnego dnia. Sama zmieniam piżamę na dżinsy i T-shirt.
8:20- Mały idzie do pokoju. Robię mu coś do picia. Idę do łazienki. Dziś jest Dzień Prania. Segreguję ubrania na białe, kolorowe i ciemne. Najpierw wstawiam pranie z b
iałymi rzeczami. Wracam do pokoju. Moje dziecko zajmuje się sobą. Rozkładam suszarkę.
8:50- Ok, białe ciuchy wyprane, teraz kolor. Wyjmuję białe ubrania, wkładam kolorowe, wsypuję proszek do koloru, wlewam płyn. Włączam program. Pranie nr 2 rozpoczęte. Zabieram się za rozwieszenie na suszarce prania nr 1.
9:00 - Akcja "pielucha" i wracamy do zabawy. Trzeba pokombinować, bo Młody zaczyna marudzić. Jeśli nie zajmę go czymś ciekawym, może mi marudzić cały dzień, a wtedy będzie problem, żeby zrobić cokolwiek. Ganianki - wygłupianki. Męczy się i znów pojękuje. Ok
. Wysypuję kolorowe spinacze do prania - pomaga i jet git!
9: 20 - Jogurt dla synia. Młody chce jeść sam. Wiem, aż za dobrze jak to się skończy, ale jeśli chce jeść sam, to niech je :) Pralka zakończyła swoją pracę. Szybko wyjmuję świeżo uprane rzeczy, a do bębna wrzucam ostatnią turę czarnych ubrań. Wsypuję proszek, dodaję płyn do płukana rzeczy ciemnych i odpalam pralczynę. Strzepuję mokre ciuchy i rozwieszam. Tych jest o wiele więcej. Na suszarce coraz mniej miejsca. Resztę rozwieszę na grzejnikach. Synek próbuje mi pomóc, jednak widząc jak wyglądają jego twarz, ubranie i ręce, szybko zabieram go do łazienki. Zdejmujemy umorusane w jogurcie ubranka i odkładam na kosz. Trzeba będzie uprać jeszcze to. Ubieram synka w czyste rzeczy i kończę rozwieszać pranie nr 2. Wracając zauważam na podłodze plamy po jogurcie. Szybko je zmywam zanim Mały nie weźmie go do buzi.
10:00- Koniec prania nr 3, wrzucam ubranka wybrudzone jogurtem. To już ostatnie pranie. Wieszam suche czarne ubrania.
10:17- Młody zaczyna marudzić. Kombinuję nad atrakcjami. Padło na piankowe puzzle. Układamy trasę, po której będą jeździły tośkowe auta.
10:30- Rozwieszam wcześniej wybrudzone jogurtem ubranka, teraz czyste i pachnące. Koniec prania na dziś.
10: 35- Dzwoni moja babcia (prababcia Młodzieńca). Rozmawiamy, Tosiek żywo włącza się do rozmowy :)
11:35-
Młodzian sprawdza zabawki. Z ostatni weekend zrobiliśmy selekcję i pochowaliśmy te, na które jest już za duży. Wyjmuje 3 pingwiny i razem z tym trio, pakuje mi się na kolana. Pokazuje
paluszkiem na książeczki. A więc pora na czytanko. Synek nie może się
zdecydować na jedną, odkłada pingwiny i bierze wszystkie książeczki, które leżą na stole. Jest ich 6.
Ok, to jedziemy z tym koksem. Przeczytałam jedną, zaczynam kolejną. I tu,
w połowie czytania zauważam, że główka mojego dziecka jednoznacznie
opada w dół . W końcu zasypia mi na kolanach. Odkładam nieprzeczytaną książkę, biorę młodego na
ręce i niosę do pokoiku. Kładę delikatnie w łóżeczku. Szybko zmieniam
mu pieluszkę. Nawet nie drgnął. I śpi już moje Dziecię...
12:00- Odkładam książeczki na miejsce. Mam
chwilę dla siebie. Sprawdzam co dzieje się na świecie. Zaparzam świeżą
kawę i siadam do książki, którą wypożyczyłam z biblioteki. Od razu
notuję w głowie, że kończy mi się czas trzymania wypożyczonych książek.
Więc albo je przeczytam w expresowym tempie, albo przedłużę o kolejny
miesiąc. Ta druga opcja wydaje mi się łatwiejsza w realizacji.
12:52- Z pokoiku dochodzą jęki. Po cichu idę zobaczyć co się dzieje. Chyba młodemu coś się przyśniło, bo śpi dalej. Wracam więc do pokoju.
13: 30- Sen synka trwa w najlepsze. Piszę szybki post na bloga, wrzucam zdjęcia. Przy okazji werteruję interneta w poszukiwaniu inspiracji na 2 urodziny Młodego. Motyw już mam. Na organizację mam miesiąc z kawałkiem, ale muszę wszystko zaplanować. Planuję wiec, notując pomysły w moim kajecie od zadań specjalnych :) Dekorację zrobię sama (tniemy koszty). Zapisuję potrzebne mi materiały, sprawdzam, co mam w domu, a co ewentualnie będę musiała dokupić. Tort mam już zamówiony. Muszę jeszcze tylko podesłać, koleżance, która go wykona zdjęcie, jak ma urodzinowy wypiek wyglądać. Co do menu, nie jestem jeszcze pewna...
14: 10- Młody śpi dalej (jest dobrze, na ogół jego drzemka trwa godzinę z minutami), a ja w kuchni zabieram się za przygotowanie obiadu. Kolejny dylemat: znów muszę pomyśleć co mam zrobić, żeby synek to zjadł. Szybki przegląd lodówki. Już wiem. Obieram ziemniaki, zalewam wodą i solę. Dziś będą ulubione kotlety mielone. Szykuję mięsne kule, które obtaczam w zmielonych platkach owsianych(tarta bułka już się skończyła) od razu dodaję ją do listy zakupów. Cóż taka zdrowsza wersja dzisiaj będzie :) Zostało je tylko usmażyć. Zabieram się za szybką surówkę.
14: 40 - Dzieciaczek zaczyna się wiercić, coś tam pomrukuję, ale śpi dalej. Wstawiam obiad, piję herbatę. Dziś chyba mam farta. Na ogół jego drzemki są dość krótkie.
14: 50 - No i pobudka. Daję synkowi chwilę by doszedł do siebie. Zaraz jednak wychodzi z pokoju i zaczyna płakać. Czasami tak ma, że po drzemce budzi się z płaczem i minie trochę czasu, zanim się uspokoi. Biorę go w ramiona i tulę spokojnie przemawiając aby pomóc mu się uspokoić. Zauważam, że każdy włos odstaje mu w inną stronę (od razu notuję, że musimy pójść do fryzjera). Toaleta + pielucha. Moja koszulka jest mokra, ale synek w końcu się uspokaja. Szybko się przebieram.
15:05 - Mały ogląda bajkę, a ja kończę robić obiad. Mały musi być głodny, bo zaczyna się niecierpliwić. Dopiero jak stawiam przed nim talerz z jedzeniem uspokaja się. Pałaszujemy ze smakiem. Tak jak myślałam, mielonych nie odmówi. Zjadł więcej niż zwykle. Jak na niejadka, jest ok.
15:30- Po obiedzie Anti myje buzię i rączki (które mu posłużyły za widelec), potem biegnie do pokoju, bo zaczyna się jeden z jego ulubionych programów. Ogląda "Pana Robótkę". Przyznam, że ten gość ma fajne pomysły. Próbuję zarejestrować w głowie kilka z jego propozycji prac plastycznych. Nie są trudne. Musimy z syniem wypróbować którąś z nich. Wracam do kuchni. Zmywam naczynia i stół oraz wycieram blat i krzesełko do karmienia. Szykuję przekąski oraz picie, które zabierzemy na spacer. Najpierw zmieniam swoje ciuchy, bo mam wrażenie, że przeszły zapachem mielonego. :-/ Ubieramy się i już nas nie ma!
16:00- Spacerujemy i bawimy się na dworze. Oczywiście idziemy na własnych nogach, bo ze spscerówką synio też ma na pieńku. Nie lubi w niej siedzieć ani jeździć. Podobnie jak w foteliku. Idziemy na boisko. Może, jak synio się wyszaleje, będzie lepiej spał w nocy (ta... marzenie ściętej głowy) i ja złapię trochę snu. Czas mija nam jakoś tak szybko. Zaczyna wiać zimny wiatr, więc wracamy do domu. W drodze powrotnej wstępujemy do sklepu po drobne zakupy. Biorę najpotrzebniesze rzeczy. Młodzieniec jest grzeczny, nie marudzi. Ufff!!!! Wszystkie ekspedientki się do niego uśmiechają i puszczają oko, na co on pozostaje niewzruszony. Chyba jest zmęczony spacerem. Ma synio powodzenie! Nie ma co!
17:30- Już w domu. Zdejmujemy kurtki. Ściągam buty, gdy chcę również zdjąć buty Młodemu, ten mi ucieka biegając po całym domu. Tym samym znaczy brudne ślady na podłodze. Błoto jest dosłownie wszędzie. Zamykam oczy i liczę do 5-ciu. Tak, bo zanim policzę do 10-iu, będę musiała nająć ekipę sprzątającą. Łapię go szybko, aby nie narobił więcej szkód. Ten się śmieje, a ja zdejmuję mu buty aby tego błociska nie przeniósł na dywan. Myjemy ręce. Młody leci do pokoju, a ja łapię za odkurzacz i mopa. Oczywiście, gdy zauważył odkurzacz i mopa, próbuje mi "pomóc". Kończy się na tym, że Moje Dziecko dało mi pomocną dłoń. Dosłownie. Maczał ręce w wiadrze i próbował nimi myć podłogę! Zabieram go szybko do łazienki, dokładnie myję ręce. Zdejmuję mu mokre ubranie i zakładam czyste. Syna sadzam w fotelu i expresowo kończe sprzątać korytarz. Gdy podłoga lśni czystością, zmieniam pieluchę, nie bez większych oporów...
17: 45- Jemy jabłka i biszkopty. Mały maluje kredą po tablicy, a ja wskakuję w dres i zabieram się za trening. Anti co chwilę podchodzi sprawdzając jak sobie radzę i wraca do zabawy. Po treningu szybki prysznic.
18.30- Anti zaczyna się niecierpliwić (znowu). Czasami są takie dni, kiedy bawi się sam, a czasami, nic nie chcę robić samodzielnie, tylko z mamą. Nie chce teraz malować ani żeby mu poczytać. Bawimy się więc w chowanego. U nas wygląda to tak, że to ja się chowam a synek mnie szuka. Później zmiana z "Chowanego" na "Ganianego". Ło matko! Dodatkowe kardio mam zaliczone. Moje dziecko jest praktycznie w ciągłym ruchu. Gdy próbuję odsapnąć, niecierpliwie woła albo spycha mnie z fotela. Chce jeszcze i jeszcze. No to ganiamy się jeszcze... W głowie od razu szperam i myślę nad planem "B", gdy i to mu się w końcu znudzi.
19:00- Szykuję kolację. Jakieś kanapeczki i ciepła herata. Ślubny niedługo wraca, więc dla niego obiado-kolacja :) Synek zjada pół porcji (hurrra!) i leci się bawić. Kątem oka dostrzegam, że ziewa. Ślubny pisze, że już niedługo będzie, mogę już podgrzewać obiado-kolację :) Jadło łapie temperaturę, ja szybko ścielę łóżka, wietrzę pokoik. Szykuje piżamę i rzeczy do kąpieli.
20:00- Kiedy tata powraca... Młody oczywiście jest pierwszy przy drzwiach. Hmmm.. A wydawało mi się, że był taki zmęczony. Mąż czule się z nami wita, pyta jak nam minął dzień. Relacjonuję, mały idzie za nim krok w krok. Mąż myje ręce i siada do posiłku. Po jedzeniu bierze młodego i się z nim bawi. Sprzątając w kuchni słyszę ich śmiechy i piski radości młodego :)
20:30- Zabieramy się za kąpiel. Dziś robi to tata. Myje młodemu włosy, pomaga wyszczotkować zęby. W tym czasię ja robie demakijaż i myję zęby. Jeszcze chwilę się bawimy. Kiedy mąż suszy młodemu włosy, ja lecę zrobić kaszę i przebrać się w piżamę. Przejmuję młodego, a mąż przejmuje łazienkę. Kładę Moje Dziecię spać. Po kilku łykach, zasypia.
21:00- Gdy mam pewność, że synek śpi snem sprawiedliwego,ogarniam bloga. Robię to przez telefon, nie chce mi się włączać laptopa).
21:30- Lecę na "Rewolucje" dziś przecież czwartek. Rozmawiamy sobie ze Ślubnym o tym i owym.
22.30- Kładziemy się spać. Oczywiście spać będzie mąż, po pracy jest zmęczony, że nie słyszy, gdy mały się wybudza. U mnie działa instynkt i gdy słyszę nawet niewielki płacz, od razu się budzę. Więc to ja jestem na straży. On zasypia od razu. Ja potrzebuję jeszcze chwili.
00:20- Pobudka nr 1: Kasza + pielucha
1:20- Pobudka number 2
2:04- Pobudka 3-cia (OMG ;-( )
3:37, 4:04, 4:53, 5:20, 5:53 Pobudek ciąg dalszy ( OOOOOOOOMMMMMMGGGGG!!!!)
5:50- I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o "przespaną" noc. Młody jest już gotowy do działania. Zaczyna po mnie skakać, szturchać, marudzić żebym w końcu otworzyła oczy. Jak on to robi, że mimo tyle wybudzeń wstaje od razu i wygląda jak nowo narodzony??????????
I don't know!!!!! Ja jestem padnięta, a wory pod oczami będę miała większe niż u misia pandy! Od razu mówię sobię, że gdy Młody będzie miał drzemkę, drzemkę utnę sobie i ja. Jednak później okazuje się, że jest cała lista rzeczy do zrobienia...
Jeżeli podoba Ci się pomysł akcji, będziemy bardzo wdzięczne za
udostępnienie naszych "kartek w kalendarza". Pragniemy uświadomić
wszystkim, że siedzenie w domu z dzieckiem /dziećmi, jest także formą
pracy. Pracy na więcej niż cały etat bo 24 na dobę, siedem dni w
tygodniu. Chcemy, aby nikt nam już nie mówił, że nam się nudzi. Że
macierzyństwo to sama radość. Przyjemność siedzenia w domu, bez wysiłku
fizycznego czy psychicznego. Odwalamy kawał wielkiej roboty i pragniemy
tylko, aby postrzegać nas za to co robimy siedząc w domu. Wbrew pozorom,
nie leżymy, nie pachniemy. Jesteśmy w biegu i często zamiast pachnieć,
pachniemy, ale nieprzyjemnie, nie mówiąc, że brzydko ;) Padamy ze
zmęczenia, ale rano wstajemy. Choć może się walić i palić, my działamy.
Każdego dnia, od rana do nocy.
Och tak nie ma lekko ale ale ja się z nikim nie zamienię uwielbiam swoja prace
OdpowiedzUsuńJa też. Szkoda, że inni tego nie rozumieją.
UsuńCzęsto mówi się że "siedzisz w domu z dzieckiem", a to przecież praca i to dość wyczerpująca.
OdpowiedzUsuńDokładnie.Chętnie bym się zamieniła choć na kilka godzin z osobą, która uważa, że to nic takiego.
UsuńPamiętam jak moje noce noce tak wyglądały.. i jak się cieszyłam jak spali w dzień a ja mogłam myśli zebrać i ogarnąć co nieco ;) (jedno i drugie dziecię przed drugimi urodzinami spać przestało w dzień :) )
OdpowiedzUsuńU nas jeszcze jwdna jest choć bywa gdy cały dzień Młody na pęłnych obrotach :)
UsuńHa ja nie dość że "siedze w domu z dzieckiem" to jeszcze pracuje w domu :)
OdpowiedzUsuńHm...z jednej strony to dobre udogodnienie, bo nie trzeba wychodzić z domu i nie martwić sie o opiekę, a z drugiej...gdy maluch dokazuje, ciężko się skupić na pracy.
UsuńJestem jeszcze "świeża" jeśli chodzi o siedzenie z dzieckiem w domu, ale już widzę że nie mam na nic czasu w ciągu dnia, a o godzinie 23 padam kompletnie nieprzytomna. Na szczęście mam cudownego partnera, który to docenia. Ostatnio gdy wrócił z pracy i powiedział, że jest zmęczony, (ja akurat walczyłam z pampersem) to zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zaczął: oczywiście nie mówię, że bardziej niż ty, tylko że TEŻ jestem zmęczony", a po chwili dodał "w sumie masz o wiele gorzej, ja bym się z tobą nie chciał zamienić, jednak wolę chodzić do pracy" :P Ale fakt, dla bezdzietnych koleżanek to się siedzi w domu i odpoczywa :P
OdpowiedzUsuńI tu się z Tobą zgodzę. Wsparcie męża/ partnera jest bardzo ważne. Gorzej, gdy to od niego wychodzą takie słowa, że siedzi się w domu, nic nie robi itd.Natomiast gdy docenia starania swojej kobiety, innych gadanie można "olać". :)
UsuńRewelacyjnie opisany dzień ;)
OdpowiedzUsuńHe, he ☺ Taki akurat był. Choć bywają i gorsze tak jak wspominałam. Wtedy mam ochotę używać więcej cenzuralnych słów ☺
UsuńWczoraj miałam taką sytuację. Na mieście spotykam kolegę. Pyta się mnie co słychać.Od słowa do słowa w końcu zapytał się czy pracuję już czy nadal siedzę w domu z dzieckiem.Odpowiedziałam mu "pracuję w domu z dzieckiem".I wiecie co on mi na to? "E taka praca...też bym tak chciał pracować".A mnie aż krew zalała."To może przyjdziesz to nas na dzień próbny bez wynagrodzenia? Zaznaczam dzień czyli 24na dobę."A on do mnie No co ty ja to bym nie wutrzymal siedziec w domu z dzieciakiem."Też mnie to wkurza że patrzy się na to przez pryzmat siedzenia w domu.Ja bym czasami chciala gdzieś wyjść spotkać się z koleżankami. Wszystkie plany ustalam pod córę. To też wiele ograniczeń i rezygnacji.Ale inni wiedzą swoje. Tym bardziej teściowa ale to już inna sprawa...
OdpowiedzUsuńNiestety ja również wśród znajomych mam takie osoby...
UsuńZawsze irytowało mnie jak ktoś rzucał do mnie zdaniem "a jakie ty masz obowiązki, siedzisz w domu i nic nie robisz"Grr! Tylko gdybym rzeczywiście nic nie robiła, to z tego domu już by pewnie niewiele zostało.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Popiół i zgliszcza :)A taka mentalność jest wkurzająca.Wrrr...
UsuńTak, pamiętam bardzo dobrze te nieprzespane noce i te poranki Zombi... tak samo "siedzę w domu", tyle tylko, że synuś ( młodszy) ma 3 lata. Co rano odwozimy starszego do szkoły. Ruch w domu jest, na siedzenie i picie kawy czasu brak...
OdpowiedzUsuńEch...czasami jedyną rzeczą, o której marzę, to właśnie sen...
Usuń