DZIECKO W KUCHNI: KSIĄŻKI KUCHARSKIE DLA DZIECI, SPOSOBY NA NIEJADKA I INNE TAKIE


    Nie wiem jak to wygląda u Was, ale u mnie dziecko jest mile widziane w kuchni :) Od razu uprzedzam pytania: nie, nie przeszkadza mi i nie pląta mi się pod nogami.  NIGDY mi nie przeszkadzało. Gdy synek był mały, również zabierałam go do kuchni. Leżał w nosidełku albo siedział sobie w krzesełku do karmienia. Miałam go dzięki temu "na oku" i spokojnie mogłam szykować posiłki, nie biegając co chwilę do pokoiku sprawdzać czy wszystko jest ok. Tak już mu zostało i często odwiedza mnie w moim małym królestwie :) Przygląda się moim czynnościom i je naśladuje. Uwielbia bawić się miseczkami i łyżeczkami (te drugie co jakiś czas znikają w dziwnych okolicznościach:).

  Wyjmuje więc wszelakiego rodzaju naczynia (drewniane i plastikowe) i wtedy młodzieniec zaczyna zabawę. A to miesza, tu postuka, tam coś przesypie (np. kaszę), a tu przeleje wodę z dzbanka do kubeczka (tak też mu pozwalam). Dzięki temu, mogę spokojnie przygotować obiad lub upiec szybkie ciasto. Czasami poda mi jakąś łyżkę, żebym nią wymieszała. Gdy szykuję jakieś danie i pozwolę mu wrzucić do miski jakiś składnik np. startą marchewkę czy pokrojone jabłko, to widzę jaką radość mu to sprawia. Jest z siebie taki dumny!

Pomysłowość i wszelka kreatywność w kuchni jest mile widziana. Wiedzą to szczególnie mamy niejadków i tych dzieci, które są wybredne i niezdecydowane co do posiłku. Z myślą o takim kreatywnym gotowaniu, kupiłam dwie książki kucharskie z jednej serii. Są to: "Wesoła kuchnia" i "Wiersze na deser"



"Wesoła kuchnia" (autor-Elżbieta Śnieżowska-Bielak; Wyd. SBM) zawiera wiele przepisów na smakowite dania (propozycje śniadań i kolacji, zupy, dania obiadowe, desery, przetwory, przystawki), ale także wesołe wierszyki. Książka jest wydana w twardej oprawie. Znajdziemy tu bardzo ładne ilustracje oraz zdjęcia gotowych potraw, które tym bardziej zachęcają do ich przygotowania (samodzielnie lub z babcią, mamą, czy rodzeństwem). Przepisy stanowią zbiór najbardziej lubianych przez dzieci dań. Fajne jest w tych książkach to, że gdy dziecko np. nie ma ochoty na pitraszenie, to i tak może nam się przydać i posłużyć jako czytanka. Dziecko może wybrać czy chce przepis czy wierszyk :)










"Wierszyki na deser" autorstwa Agnieszki Kamińskiej to książka, która zawiera przepisy na desery i słodycze. Tak, jak w poprzedniej książce, znajdziemy tu wesołe wierszyki, klasyczne wiersze (np. Marii Konopnickiej) oraz rymowanki. Do każdego takiego wierszyka jest dołączony przepis na coś słodkiego ze zdjęciem lub ładną ilustracją.
Później można wraz z dzieckiem poczytać te wierszyki przy herbatce z kawałkiem świeżo upieczonej szarlotki :) Mega fun! ;)











Jeśli macie w domu niejadka, to wiecie co to znaczy. Jak trudno zachęcić go do jedzenia. "Staczamy boje" o kolejny kęs. Gdy nie udaje się od razu, za chwilę przeprowadzamy kolejny szturm, jednak fosa (czytaj usta) są ciasno zamknięta. Nie przeciśnie się nawet kropla zupiny. Nie zawsze sposób "na samolot" i/ lub "za mamusię" daje radę. Przekupstwo też jakoś specjalnie do mnie nie przemawia. Aczkolwiek na siłę wpychać posiłków też nie polecam. Jeśli pożuje, to i tak wypluje etc. etc. "Nie chce, to niech nie je - mówią. "Zgłodnieje, to zje". Hmm...Myślimy - ok., ale podejmujemy ostatnią próbę. Frustrujemy siebie, a dziecko wyczuwa nasze zdenerwowanie i niecierpliwość. Na koniec i tak z talerza ubędzie minimalna ilość jadła, a to, co zostało, już jest zimne. Odgrzewamy po raz enty, a i tak się okazuje, że jest tyle, ile było. Tak... to może być frustrujące. Wiem coś o tym. Wszelakiego rodzaju suplementy pobudzające apetyt też nie zdają egzaminu.

Dlatego właśnie non stop główkuję, jako to moje dziecko do jedzenia zachęcić, a nie zniechęcić. Oczywiście jak każdy rodzic, chcę dla dziecka najlepiej, aby było zdrowe i prawidłowo się rozwijało. Po drodze, wiadomo, popęłniałam błędy, z których na szczęście wysunęłam wnioski.
 

Wbrew pozorom dziecko wie ile, może zjeść. To my nakładamy ma na talerz za duże porcje. Na początku też popełniałam ten błąd. Jeśli nie zje wszystkiego, to znaczy, że nie było głodne.  W każdej chwili można przecież wszystko podgrzać i podać ciepłe. Dlatego nie wpycham mu na siłę. Gdy czuje niedosyt, mówi mi lub pokazuje, że chce jeszcze. Nie zastępuję mu też obiadów słodyczami czy słodkimi sokami. Przed głównymi posiłkami też ich nie podaję, bo wtedy na bank zje niewiele.


Myślę, że wspólne gotowanie i przygotowanie posiłków, również może być jakimś krokiem w tym kierunku, aby dziecko z chęcią zjadało to, co przygotowaliśmy. Dziecko może coś zrobić, w czymś pomóc. Przy okazji próbuje: tu skubnie, tam skubnie i coś do tego żołądka wleci :) Jakiś postęp może zajść. Posiłek ma być przyjemnością, a nie karą. Wiec staram się, aby tak było. Kombinuję, oj kombinuję...

Pamiętam, gdy raz, na jakiś czas, na lekcjach techniki w szkole podstawowej, robiliśmy kanapki. Z domów taszczyliśmy reklamówki produktów. Robiliśmy je albo w drużynach albo pojedynczo. Wymienialiśmy się składnikami. Do dziś pamiętam ten zapach szczypiorku unoszącego się po klasie. Do było bardzo fajne, dlatego, że nie były to takie zwykłe kanapki. To były prawdziwe arcydzieła! Każdy taki sandwitch to inny obrazek. Ja miałam domek, Ania misia, Asia kwiatka, ktoś inny kotka, a jeden kolega to miał nawet zapędy budowlane, bo stworzył kanapkową piramidę. Szczerze wątpiliśmy, czy szanowny kolega da radę rozdziwić buzię, aby ugryźć ją w całej jej wysokości. Myliliśmy się - dał. Mało tego -pochłonął ją całą! My kanapkowicze, doszliśmy do wniosku, że wizję kanapki kolega miał już wcześniej zaplanowaną i dla dobra nauki (bądź, co bądź nasz "Master Chef" odbywał się podczas lekcji) na bank nie zjadł śniadania ;)


O co mi chodzi - chodzi mi o to, aby ze WSPÓLNYCH posiłków (to również dla mnie ważne aby jeść je razem) zrobić fajną zabawę. Dla nas - tamtych dzieciaków, już samo robienie kanapek było wielką frajdą. Już od samego patrzenia i zapachu, ciekła nam na nie ślinka. Ekscytacja, ciekawość smaku, wizualny wygląd tych kolorów na chlebie i bułkach to było coś! Później co lekcję zadręczaliśmy panią pytaniami, kiedy znów będą kanapkowe lekcje.


Czasem to może być trudne, wiecie, żeby wyczarować coś fajnego. Brak czasu, zmęczenie itp. Ale w netach - internetach jest mnóstwo inspiracji. Ja również się nimi posiłkuję. (parówkowa ośmiornica, myszka z jajka na twardo, miś z ryżu, ptaszki w gniazdku czyli pulpeciki w makaronie spaghetti- to tylko przykłady tego, co ja serwowałam swojemu synkowi). To, co wizualnie jest ładne, jest ciekawe. Dlatego też na początku wspomniałam o książkach kucharskich przeznaczonych dla dzieci.




Inna kwestia, która wydaje mi się że ma wpłym na spożywanie posiłków, to SAMODZIELNOŚĆ. Antoś uważa się już za dużego chłopca i próbuje jeść sam. Bez mojej pomocy. Staram się go nie karmić. Bywa oczywiście, że większość  jedzenia ląduje wszędzie tylko nie w buzi, ale on chce jeść sam. Skoro chce - niech się uczy. W końcu zaakceptowałam dodatkowy bałagan, który trzeba było posprzątać. Nie było łatwo, kiedy widziałam tak wszystko upaćkane. Ale skoro jedzenie zjadał chętniej, gdy karmił się sam, to już był duży plus. Bywało, że nie raz już zostawiał po sobie pobojowisko, dlatego zawsze w pogotowiu miałam mokre chusteczki, zaleta "samodzielność" idzie mu coraz lepiej.


 Ma coraz sprawniejszą koordynację ruchów. Co prawda nie wiem czy jest lewo- czy może prawo ręczny, bo sztućce, czy kredki chwyta w obie ręce. Czas pokaże :)


Aby nasze kucharzenie było atrakcyjniejsze, zakupiłam młodemu mały zestawik, który zawierał zestaw do robienia babeczek. Były tam foremki, łopatka do smarowania i pędzelek. Innym razem zakupiłam mu mały wałek do ciasta. Teraz wypatruję mu jakiegoś fajnego fartuszka dla małego kucharza. Tylko zastanawiam się, czy będzie chciał go nosić, bo tego do malowania nie lubi... 
  Bądź co bądź ważne, że Młodzieniec uwielbia"kucharzyć" i ma predyspozycje 
:). Gdy odwiedzamy salę zabaw, od razu pędzi do kuchennego kącika i zaczyna się jazda :) 

Kto wie, może rośnie nam mały Okrasa (i z talentu i z postury) :)




Komentarze

  1. Mój Synek jak był mały mało jadł, ale go nie przymuszaliśmy. Teraz coraz częściej sam próbuje nowych rzeczy :) Fajny ten zestaw do kucharzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak...zmuszanie nie jwst dobrym pomysłem bo przynosi zupęłnie odwrotny skutek.

      Usuń
  2. Wierszyki na deser przyniosłyśmy kiedyś z biblioteki i nawet coś tam upiekłyśmy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. To naprawdę fajne pomysły na książki. Sama bym chętnie się w nie wczytała, bo moja KArolina uwielbia pomagać mi w kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super sprawa takie książki do gotowania z dziećmi - sama muszę taką zakupić, acz dajemy radę z normalną. MOje dziecko uwielbia ze mną piec :) Ma swój fartuch i przybory i wszelkie ciasta i ciasteczka robimy wspólnie. Bałagan makabryczny i dziecko do mycia, ale ile frajdy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)dokładnie. Zabawa i zadowolenie sprsws najważniejsza :)

      Usuń
  5. Apetycznie u Was, że hej.
    Książeczek zazdrościmy 😆

    OdpowiedzUsuń
  6. Wesola kuchnia. Skusilas mnie, musze ja miec dla mojego Niejadka :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz