Niech już wreszcie będą Święta! Boże Narodzenie, które pamiętam z dzieciństwa...



Kocham Boże Narodzenie! To wspaniały czas, a Wigilia, to najpiękniejszy dzień w roku. Pełen ciepła, miłości i rodzinnej atmosfery. Choć trzeba na nie czekać cały rok, to jednak uważam, że warto. Mimo całej tej wizji sprzątania, gotowania, itp. Ja akurat uwielbiam przygotowania, no... może poza zakupami. Cała ta komercyjna gorączka (szał zakupowych promocji i rabatów) mnie nie kręci.


W moim rodzinnym domu Boże Narodzenie obchodziło się i obchodzi nadal bardzo uroczyście i tradycyjnie. Na stole musi być 12 potraw, pod białym obrusem sianko i wolne miejsce dla wędrowca ;) I powiem Wam, zdarzali się niespodziewani goście. Babcia często zapraszała na Wigilię sąsiadkę, która mieszkała sama. Choinka babci była zawsze imponująco ubrana i babci sięga po sam sufit!


Boże Narodzenie, które pamiętam z dzieciństwa...

Wigilię najczęściej świętowaliśmy u mojej babci ze strony mamy i nadal tak jest. Choć może to już nie te same Święta co kiedyś, bo ja z małej dziewczynki stałam się dorosłą kobietą. Odeszły też cztery ważne osoby z tego grona, jednak dla nich zawsze jest nakryte miejsce przy stole. Zawsze...

 Kiedyś białe święta, to były białe święta. Biała puchowa śnieżna kołderka przykrywała sobą wszystko. Czuło się tę magię. Oszronione świerki z pobliskiego lasu tworzyły niezwykle piękny zimowy krajobraz.  To samo było z oknami na których mróz malował piękne zimowe malowidła.


Tradycje, zwyczaje przesądy Świąteczne...

Nie jestem zabobonną osobą. Jednak w mojej rodzinie zawsze były zwyczaje, które 24 grudnia były ważne, chociażby to, że tego dnia nie jemy mięsa. Jest to taki postny dzień. Innym zwyczajem jest pamiętanie o tym, aby z nikim się nie kłócić, ponieważ kłócić będziemy się przez cały rok. Jeszcze inny zwyczaj to dawanie sobie pieniążka (chociażby grosika). To miało zagwarantować, że nigdy nie zabraknie pieniędzy na chleb. 

Zwierzęta domowe oraz hodowlane również otrzymywały opłatek, tyle, że kolorowy :) Jako mała dziewczynka, bardzo wierzyłam, że o północy zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Zawsze chciałam podsłuchać kota, jednak nigdy nie udało mi się do tej północy wytrzymać. Po prostu zasypiałam :)

Ubieranie choinki

Ubieranie choinki było wspaniałym rytuałem. W swoim domu szybko ubierałyśmy z siostrą swoją aby potem szybko biec do dziadków, pomóc przystroić tę ogromną choinkę. Mistrzem ubierania świątecznego drzewka był... dziadek. Każda bombka każda ozdóbka miała swoje miejsce na gałązce. A ozdoby były naprawdę imponujące. Niektóre miały tyle lat ile trwało maleństwo moich dziadków. Miały wiec (wtedy) ok 40 lat! Wszystkie szklane i kolorowe. sopelki opasłe kule Mikołaje i aniołki. a nawet chatki z piernika! Świąteczne lampeczki agregaty jak mówił na nie dziadek zawsze były dla nas wyzwaniem. Kilka dni wcześniej rozplątywaliśmy je i rozkładaliśmy wzdłuż dużego pokoju. To było akurat najmniej przyjemne zajecie i sprawiało nam najmniejsza satysfakcje. Gdy jakiś komplet lampek nie świecił każda żaróweczka była przez dziadka za pomocą kwadratowej baterii.



Naszą domową choinkę (o wiele mniejszą), ubierałyśmy oczywiście w tradycyjne dekoracje, ale również i te, które z siostrą zrobiłyśmy same: Mikołaje, aniołki, pawie oczka lub papierowe łańcuchy. Były także kupione przez mamę długie cukierki (bleee...) nawet ich nie ruszałyśmy oraz marcepanowe Mikołaje w czekoladzie (mmmmmm... pyszota!). Mama często wieszała je sama i często sprawdzała czy ich liczba się zgadza. Niestety, zdarzało się, że do Wigilii na drzewku nie było już ani jednego lub zostawały same sreberka wypchane (misternie z resztą) przez nas watą. Pamiętam zabawną historię związaną z tymi Mikołajami. Często choinkę ubierałyśmy kilka dni przed Świętami. Uwielbiałyśmy to i nie mogłyśmy się powstrzymać, a rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Tak więc w wigilijny poranek, choinka była przystrojona, jak się parzy. Oczywiście z marcepanowymi Mikołajami włącznie. Upatrzyłyśmy sobie z siostrą Mikołaja, który wisiał prawie przy czubku choinki. Nasza mama wykazała się sprytem i niezwykłą zręcznością, bo dość starannie oplątała nitki, na których zaczepiła słodycze wokół gałązek. Czekałyśmy na odpowiedni moment i gdy tylko mama wyszła z domu po zakupy, pobiegłyśmy do dużego pokoju. Choinka była wyższa ode mnie więc pobiegłam po taboret. Mikołaj był solidnie przyczepiony. Jak na złość nie mogłam go zdjąć, więc zaczęłam szarpać. Siostra asekurowała mnie z tyłu. Szarpałam i szarpałam, a Mikołaj ani drgnie (mocna nitka, pomyślałam). Nigdzie nie mogłam znaleźć nożyczek, a czas uciekał. Wtedy z całej siły pociągnęłam za czekoladkę i... najpierw poleciałam do tyłu ja, a na mnie choinka. Jak się okazało, ja upadłam na siostrę, która zaczęła szybko płakać. Aby przestała, przekupiłam ją Mikołajem :-( Takie poświęcenie i taka strata! Ale nie to było najgorsze! Na tym niefortunnym upadku ucierpiała choinka, która straciła kilka bombek. Szybko zebrałam rozbite kolorowe szkło i... wyrzuciłam je za okno! Był wtedy spory śnieg, który stale sypał. Do kosza nie mogłam wyrzucić bo bałam się, ze mama zauważy. Brakujące bombki uzupełniłam tymi, które wisiały z tyłu, poprawiłam gwiazdę, a miejsce Mikołaja zastąpiłam tym z najniższej gałązki. Zawarłyśmy z siostrą umowę, ze w razie czego  wszystkiego się wypieramy i o niczym nie mamy pojęcia. Moja młodsza siostra jednak nie wytrzymała i mnie wsypała... Mało tego! Powiedziała, ze zjadłam sama tego Mikołaja i nawet się z nią nie podzieliłam, wyobrażacie to sobie??? Strasznie się bałam, ze przez ten incydent, pod choinkę znajdę rózgę, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. A jak się później okazało, mama była na takie akcje przygotowana i miała kilka dodatkowych czekoladek w zapasie :)


 Biały obrus, sianko i świeca na stole... Kolacja wigilijna

Obrus musiał być biały! Nie ma opcji, żeby miał jakieś kolorowe wzorki (choćby mikroskopijne). Babcia starannie tego pilnowała. Musiał być biały, jak opłatek.  Pod świeżo wyprasowanym obrusem, dziadek układał sianko. Na środku stołu stała świeca, obok leżało Pismo Święte z zaznaczonym fragmentem do przeczytania.  Potraw było dwanaście. Na wigilijnym stole królowały dania z grzybami. Nie wyobrażalne było np., aby na kolacji wigilijnej zabrakło pierogów z kapustą i grzybami - moich ulubionych z resztą :). Ponadto był oczywiście barszcz z uszkami, kompot z suszonych owoców, gołąbki z ryżem i grzybami, grzybki marynowane, grzybki w cieście, postny bigos, kotlety grzybowe, sałatka warzywna, ryba po grecku, kilka rodzajów śledzi. Co region to inny obyczaj. U nas na wigilijnym stole stawiamy ciasta, np. serniki lub szarlotki pachnące cynamonem, albo pierniczki. Z kolei na rodzinnej Wigilii mojego męża, słodkości się nie podaje.



Przebieg kolacji wigilijnej od lat wygląda tak samo. Jedyne, co się zmieniło, to brak czterech ważnych osób przy stole. Z chwilą, gdy odeszła pierwsza, każda kolejna Wigilia była smutna, straciła swój czar, ponieważ nieobecność tych osób była wręcz namacalna i bardzo bolesna. Szczególnie podczas Wigilii... :-(

Wszytko zawsze rozpoczyna się od czytania Pisma Świętego, potem jest modlitwa oraz kolęda. Naszą ulubioną jest Wśród nocnej ciszy... Zawsze ją śpiewamy. Jest bardzo wzniosła i uroczysta. Potem dzielimy się opłatkiem. Zawsze pierwszy po biały chleb sięgał dziadek. Teraz jest to moja babcia. Składamy sobie życzenia, ściskamy i całujemy. Następnie zasiadamy do stołu i jemy :)

W noc Wigilijną mamy jeszcze jeden rodzinny zwyczaj. Tego wieczoru, przy choince mówimy prośbę do Dzieciątka Jezus na nadchodzący Nowy Rok. Każdy mówi to na głos, gdy w pokoju nie ma nikogo. Możecie mi wierzyć lub nie, ale moje prośby zawsze do tej pory zostawały wysłuchane :) Co roku powtarzamy ten zwyczaj... :) 


Niech z popłyną kolędy...

W Święta w moim rodzinnym domu, nie może zabraknąć kolęd i pastorałek. Nucimy je, śpiewamy, słuchamy. Uwielbiam dźwięki bijących dzwonów i dźwięczących dzwoneczków. Z okresu dzieciństwa najbardziej pamiętam kolędy śpiewane przez Eleni (to nie jest reklama). Kasetę magnetofonową babcia ma do dziś. Kiedy słyszę Raduj się dzisiaj  lub Maleńką Miłość, przed oczami mam dziadka w grubych okularach na nosie, siedzącego na wersalce i sprawdzającego ze skupieniem każdą kolorową żaróweczkę lampeczek choinkowych.


Światło zimnych ogni...

Co jeszcze pamiętam ze Świąt Bożego Narodzenia sprzed lat? Zimne ognie! Po wieczerzy zapalaliśmy je przy choince. Najpierw dziadek, jako gospodarz, potem babcia i kolejno mama, tata, rodzeństwo mamy, no i ja z moją siostrą. Pamiętam ten zapach i iskrzący się trzask. Trzymaliśmy je na wyciągnięcie dłoni, jednak te światło było tak hipnotyzujące, że zdarzało mi się trzymać je bliżej, w wyniku czego zdarzyło mi się poparzyć w palec. Od tamtej pory zawsze trzymałam zimne ognie trochę dalej od siebie :)




"Za kolędę dziękujemy", czyli kolędowanie od domu do domu...

Jak już pisałam, moja rodzina to tradycjonaliści, więc gdy w wieczór wigilijny ktoś pukał do drzwi (wiadomo, ze to byli kolędnicy), oczywiście drzwi stały dla nich otworem. Babcia zawsze wpuszczała przebrane dzieciaki z gwiazdą do domu. Nawet, jeśli na jednych kolędnikach się nie skończyło. Po odśpiewanych kolędach dzieci dostawały coś słodkiego (najczęściej cukierki), pomarańcze i jakieś pieniążki. Kolędnicy byli bardzo zadowoleni, nawet z  tych słodkości :) Pamiętam, że w pewną Wigilię (miałam wtedy może z pięć lat), kolędnikami były starsze dzieciaki, prawie nastolatki. Oprócz gwiazdy mieli ze sobą inny rekwizyt. Była to głowa kozła na kiju. Chłopiec, który ją trzymał, miał na sobie futrzany kapok, taką też czapkę i twarz umorusaną czymś czarnym. Razem z tym łbem na kiju, wyglądało to dość strasznie. A gdy chłopak, pociągał za sznurek i paszcza zaczęła się poruszać, nie wytrzymałam i wraz z moją ciotką (o pięć lat starszą ode mnie), uciekłyśmy do toalety, gdzie siedziałyśmy tam do czasu, aż kolędnicy z kozą na czele sobie pójdą. Wtedy było to dla mnie przerażające, dziś mam z tego niezły ubaw :)


O! Zobacz! Mikołaj!

Tak, wierzyłam w Świętego Mikołaja. A kto nie wierzył? No bo kto niby przynosił te wszystkie słodycze i zabawki? Oczywiście jako dziecko, nawet nie przyszłoby mi do głowy, że te wszystkie paczki w reklamówkach z wizerunkiem Świętego, mogliby podrzucić rodzice, no bo jak???  

Dziwnym trafem, gdy przychodziliśmy do dziadków, pod wystrojoną pod sufit choinką nie było nic. Mama prowadziła nas do innego pokoju, a tata gdzieś znikał (ciekawe gdzie?). Za chwilę jednak słyszałyśmy, jak woła nas z dużego pokoju, w którym stała choinka. Oczywiście kryła pod sobą już owe reklamóweczki z tajemniczą zawartością. Tata zarzekał się, że widział Mikołaja, który uciekał przez drzwi balkonowe (które były lekko uchylone, dla większej wiarygodności). Oczywiście mu wierzyłyśmy. Tym bardziej, gdy pokazywał nam na niebie biały ślad, jak twierdził, Mikołaj tak się śpieszył do innych dzieci, że po saniach się kurzyło (a to były albo chmurki, albo Droga Mleczna :) ), no ale skąd my mogłyśmy o tym wiedzieć? :)


Boże Narodzenie dawniej i dziś...

Minęło już wiele Świąt Bożego Narodzenia. Najwspanialsze to te, które pamiętam z dzieciństwa, kiedy obecni byli wszyscy Ci, których już niestety nie ma...To były najszczęśliwsze Święta. Nie ważne czy były "na bogato" czy w skromniejszej wersji. Liczyło się to, że wszyscy byliśmy razem. Ja przestałam być dzieckiem, założyłam własną rodzinę. Jednak wspaniale wspominam każde Święta i bardzo za nimi tęsknię. Zawsze byłam dumna z tego, jak uroczyście moja rodzina obchodziła Boże Narodzenie. Nadal jestem. Mam wspaniałe wspomnienia. Te dobre i piękne, nawet te smutniejsze. Na szczęście przeważają te dobre, które pielęgnuję do dziś. 

Pragnę, aby moje dziecko również pokochało te Święta. Nie za prezenty, ale właśnie za ten czar i tę magię, za rodzinną atmosferę. Mam nadzieję, że mi się to uda. Bardzo się o to postaram... 

A jak Wy wspominacie swoje Święta?



Komentarze

  1. Też kocham ten czas i staram się, żeby wspomnienia, które właśnie tworzą sobie moje dzieci, były tak cudowne jak moje własne.

    OdpowiedzUsuń
  2. I dla mnie święta to magiczny czas :) Bardzo lubię ten okres w ciągu roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie święta kojarzą się z całym dniem przygotowań, wszystko w stresie... ale wieczorem na spokojnie zasiadamy już wszyscy do stołu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się zawsze zastanawiałam, czemu część opłatków jest kolorowa! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz przepiękne dziecięce wspomnienia! U mnie z tymi wspomnieniami, to tak pół na pół. Części wolałabym nie pamiętać, ale ta druga pozytywna część wspomnień dalej pozwala czuć tą magię Świąt, którą z całych sił staram się pokazać mojemu dziecku. Jednego tylko przeżyć nie mogę, że kurcze co roku brak tego śniegu.... Bez niego to naprawdę nie to samo :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Magia oczekiwania i przygotowań, mnóstwo ciepła rodzinnego i świętowanie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Z wielkim sentymentem wspominam Święta swojego dzieciństwa. Mam nadzieję, że moje dzieci też będą kiedyś mieć takie wspomnienia

    OdpowiedzUsuń
  8. dla mnie świeta to taki sam czas jak inny. Wszystko sie zmienia jak przyjezdza rodzina. To jest wartość. Może byc bez choinki i prezentów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak! Święta to magizny czas :) Też bardzo je uwielbiam. Dlatego juz drugi raz Wigilia będzie u mnie ;) Trzymajcie kciuki :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Obecne święta to nie to samo co kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety z każdym rokiem coraz bardziej tracę magię świąt. Nie czuję już ich klimatu tak jak kiedyś. Może to przez to, że coraz szybciej bombardują nas świątecznymi reklamami w TV, a sklepy od końca października mają już świąteczny asortyment. Może też ma na to wpływ, że nie pamiętam białych świąt. Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Też mam przepiękne wspomnienia z dzieciństwa, ale to się już nie wróci :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz