"Żaden koniec" to kolejna powieść Zofii Papużanki, którą miałam możliwość przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Marginesy [Barterowa współpraca reklamowa]. Czytałam już "Kąkol", jednak książka ta nie przekonała mnie do siebie. Jak było w przypadku najnowszej książki autorki?
Na początku muszę wspomnień o okładce. Już ona wprawiła mnie w pierwszy zachwyt i przyznam się, że dokładnie obejrzałam każdy jej szczegół. Ilustracja jest bardzo wymowna. Mamy oto trzy postacie kobiece. Jedna starsza, siedząca na krześle (zapewne matka). Natomiast z tyłu, za nią, po obu jej stronach, stoją dwie dziewczynki (córki). Nie widzimy ich twarzy, ponieważ są one zasłonięte wyhaftowanymi kwiatami. Dziewczynki, jako te młodsze, mają młode, żółte kwiaty mlecza, natomiast kobieta - dojrzały dmuchawiec. Widzimy dokładnie że zieloną nicią trzyma ona losy swoich córek. Są one że sobą ściśle połączone. Nic nie może stać się bez wiedzy i zgody kobiety. Taka jest moja interpretacja okładki, którą zaprojektowała Anna Pol.
Tym razem autorka skupia swoją uwagę na...śmierci. Powieść przedstawia losy pewnej rodziny. Niby bohaterów łączy pokrewieństwo, jednak jeśli chodzi o bliskość emocjonalną i relacje, to już tutaj nie prezentuje się to tak kolorowo. Zresztą, czy wiele współczesnych rodzin nie wygląda podobnie?
Krystyna, najstarsza z rodu, umiera. Ta, która "rządziła", która decydowała o wszystkim, odeszła na zawsze. Jednak czy jej bliscy przejmują się jej odejściem? Zarówno dzieci, jak i wnuki, mają z nią pewne wspomnienia. Czy są one dobre i przyjemne? Z pewnością nie dla Marty, najstarszej córki Krystyny. Jej (Krystyny) dziwactwa, niechęć do opowiadań o swoim mężu, pozbycie się jego rzeczy, jej późniejsze miłości, są dla jej krewnych zagadką. Śmierć Krystyny wbrew pozorom nie jest końcem historii. Członkowie rodziny spróbują odpowiedzieć sobie na wiele niewyjaśnionych pytań. Poznać swoje losy oraz dowiedzieć się, co łączy ich z przodkami. Czy minioną historię można było napisać inaczej? A może to, co już było, miało jakiś sens, tylko do tej pory, bohaterowie tego nie zauważyli? Pytania się mnożą. Członkowie rodziny muszą wrócić wspomnieniami do przeszłości, aby odkryć prawdę o samych sobie. Co odkryją i czy wiedza ta będzie łatwa do zaakceptowania?
Porównując oba tytuły autorki, zdecydowanie "Żaden koniec" u mnie zwycięża. Choć styl i język w książce jest taki sam, to jednak ta publikacja bardziej przypadła mi do gustu. Fakt, czasami myliłam się i nie mogłam zrozumieć, o co chodzi autorce. Gubiłam się też w fabule. Jednak kiedy przeczytałam tekst ponownie, wtedy zrozumiałam, o czym przeczytałam.
W powieści nie brakuje sarkazmu i pewnej przekory, z którego pióro autorki jest znane. Papużanka bawi się językiem. Żartuje po swojemu, używa metafor, które mogą zaskoczyć czytelnika (tak, jak mnie). Każdy może odebrać przeczytaną treść inaczej, zastanawiać się, co autorka miała na myśli. Czasami można odnieść wrażenie, że w książce rządzi jedna wielką plątanina. Czytasz, a tak naprawdę nie wiesz, o co chodzi. Jednak za chwilę wszystko wskakuje na właściwe miejsce i dochodzimy do wniosku, że jednak ma to sens. Śmiejesz się, żeby za chwilę zapytać siebie, "Ale o co chodzi?". Kiedy jednak kończysz przygodę z lekturą, dochodzisz do wniosku, że takie to wszystko życiowe, takie prawdziwe.
Muszę przyznać, że lektura książki "Żaden koniec", była przyjemna i warta uwagi. Z pewnością przyczynił się do tego rzadko spotykany styl pisarki, ale też sama historia pewnej rodziny, dla której śmierć seniorki była dla krewnych zmarłej nowym początkiem, ale też dźwignią, która cofnęła ich do wspomnień oraz wnikliwej analizy tego, jak zostali ukształtowani, kim się stali, jaką rolę odegrała w tym wszystkim seniorka. Hipnotyzująca okładka skusiła mnie, żeby sięgnąć po ten tytuł. Nie żałuję. Myślę, że jest to książka, którą warto poznać bliżej.
Wpis powstał w ramach barterowej współpracy reklamowej z Wydawnictwem Marginesy.
Komentarze
Prześlij komentarz